Dyskusja:Crown of Creation
Z Wikipedii
Płyta Crown Of Creation charakteryzuje się wprost laserową perfekcją wykonania. Wszystko jest niesamowicie przemyślane od początku do końca, pomimo tego, że na każdej sesji zespół był obowiązkowo naćpany. Każdy kręcił pokrętłami i suwakami i o mało przez przypadek nie spaliliby konsolety. Zaczyna się nastrojowo od "Lather" Grace Slick, prześliczny balladowy utwór urozmaicony masą efektów naturalnych w stylu Pink Floyd doby The Wall. Perkusista Dryden podobnie jak na Baxters w "Rejoyce" ma takie niby "wojskowe" zagrywki. Następny utwór "In Time" to coś co trzeba usłyszeć samemu! Autorstwa Kantner - Balin, o niezwykłej kalifornijskiej atmosferze działa niczym narkotyk, śpiew Kantnera jest naprawdę niesamowicie hippiesowski, luzacki. Gitara solowa także gra o niebo lepiej niż na poprzednich płytach a partie akustyczne są o wiele bogatsze. Ten utwór mógłby stać się wizytówką sennych Jeffersonów. "Triad" wzięty z repertuaru Crosby'ego kontynuuje "podróż" przez usypiającą krainę a głos Grace wyśpiewuje przepięknie równie piękny tekst. Muzyka po prostu płynie tak swobodnie jak u Deadów, nikt nigdzie się nie spieszy, wszystko jest takie niewymuszone i odjechane. Na "Star Track" zaczyna się mocniejsza część płyty. Kaukonen używa kaczki, perkusista tłucze ostrzej a melodie wprost są zajebiste. Naprawdę słychać, że zespół bez Grace Slick poradził by sobie w 100% bo to doświadczeni, sprawni muzycy. Na "Crown Of Creation" grupa dba nie tyle o eksperymenty (których jest tu full) ale o aurę tej muzyki. "Share A Little Joke" Balina znów urzeka pięknym - jakby nie z tego świata - wokalem. Każdy piard na płycie pojawia się celowo, każdy pogłos jest we właściwym, tym a nie innym miejscu. Solówki są tak kunsztownie wykonane, z niesamowitym feelingiem. Miniatura muzyczna "Chushingura" Drydena wprowadza nas jeszcze głębiej w ten dziwny świat, tym razem gwizdów i odgłosów aby za moment przejść do "If You Feel" autorstwa Blackman-Balin, transowego, jammującego, o niespokojnym wydźwięku, wszystko mimo, że zdaje się przemyślane, zlewa się w jedno i oszałamia, narkotyzuje. Muzyka sprawia wrażenie ciągnącej się w nieskończoność mimo, że utwór trwa zaledwie 3:30. Tytułowy "Crown Of Creation" Kantnera, zastanawiający, zamyślony, dający chwilami strumień ciszy pomimo tego, że muzyka płynie. I znowu nawiązanie do melodyki The Doors w "Ice Cream Phoenix" autorstwa Kaukonen-Cockey. Może się mylę ale wydaje mi się, że to takie Jeffersonowskie "People are strange". W "Greasy Heart" Grace Slick pobrzmiewa echo "Two Heads". Straszliwie głośny kobieta ma głos i jeśli się odsłuchuje płytę na maxa to na czas tego kawałka lepiej ściszyć. Finałowy "The House At Pooneil Corners" spółki Kantner-Balin, trwający blisko sześć minut to arcydzieło acidrocka. Zaczyna się niczym "After Bathing At Baxter's". Stopniowo w czasie trwania przeradza się w muzyczny trans z odjechanymi efektami w tle, niczym odgłosy jakiejś "ludzkiej syreny", perkusja trzyma rytm, a gitarzyści jammują na podobnej zasadzie co w "If You Feel". Co chwilę wychodzą grupowe wokale lub indywidualne. Coraz więcej i więcej transu. Mogłoby tak trwać i trwać. "Crown Of Creation" - cudowny przykład talentu Jefferson Airplane. Moim skromnym zdaniem to ich najlepsza płyta.