Dyskusja:Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord
Z Wikipedii
Może mam jakieś braki w edukacji, ale narzuca mi się jedno pytanie: jak u diabła można być "apolitycznym politykiem"? "Apolityczność" to stronienie od polityki, nie mieszanie się w jej sprawy! Twierdzenie, że Talleyrand "stronił od polityki" zakrawa o chorobliwy bełkot albo celowe kłamstwo. W samej tej krótkiej notce jest przecież napisane, iż uczestniczył on w obalaniu monarchii, a potem Napoleona! Można to zrobić nie mieszając się do polityki? Proszę mi powiedzieć, jak?
Mogę się tylko domyślać, że autorowi chodziło o to, iż Talleyrand był w swych politycznych poglądach niestały, tzn. zmieniał je jak chorągiewka zmienia kierunek, w zależności od tego, z której strony wieje silniejszy wiatr. To oczywiście prawda, Karolek Maurycy był sprzedajnym oportunistą. Ale to oznacza, że gdy przynosiło mu to korzyść, był monarchistą, potem szybko przeobraził się w zwolennika Dyrektoriatu, aby zaraz znowu poprzeć obalającego Dyrektoriat Napoleona i stać się zagorzałym Bonapartystą. A gdy czas nadszedł, zmienił znowu kostium i w ramach walki z "korsykańskim ludożercą" został na powrót zwolennikiem monarchii i Restauracjii (Restauratorem? Ciekawe, czy w historiografii przyjął się taki termin...) Oczywiście, żadna z tych postaw nie była prawdziwa ani szczera, ale w każdym momencie swego życia Talleyrand deklarował się po którejś ze stron - czyli nigdy nie był apolityczny!!
Nie napisano jeszcze, a to jest bodaj najważniejsze, że był napoleońskim Ministrem Spraw Zagranicznych. Napoleon rzeczywiście nie miał złudzeń co do jego uczciwości, ale możliwie najdłużej starał się zatrzymać go przy sobie, gdyż Talleyrand był jednym z najgenialniejszych dyplomatów wszech czasów, przyćmiewającym nawet Metternicha.
Co do ciekawostki, warto jeszcze dodać, że Napoleon był w prawdziwej furii podczas wyzywania Talleyranda "łajnem w jedwabnych pończochach", gdyż uczynił to w obecności kobiet, co mu się nigdy nie zdarzało, klął tylko przy mężczyznach.
I jeszcze jedno... ten nieszczęsny "Mąż Stanu". Nie wiem, jakimi kryteriami kierował się autor, nazywając tak Talleyranda. Książe Beneventu był genialnym dyplomatą (tak jak np. Hitler był genialnym mówcą), ale w życiu reprezentował postawę skrajnego, przepraszaam za słowo, skurwienia, zaprzedania i zepsucia. Rozważanie go w kategoriach Męża Stanu jest co najmniej niestosowne.