John Gillespie Magee
Z Wikipedii
John Gillespie Magee Jr. (ur. 9 czerwca 1922, zm. 11 grudnia 1941) to amerykański poeta i lotnik, poległy podczas II wojny światowej, służąc jako ochotnik w kanadyjskich siłach powietrznych.
Urodzony w Szanghaju w Chinach, jako dziecko dwojga misjonarzy - Amerykanina i Brytyjki. W 1931 przeprowadził się z matką do Anglii Wielkiej Brytanii. Już w młodym wieku ujawnił się jego talent poetycki. Przed wybuchem II wojny światowej wyjechał na studia do USA, lecz w październiku 1940 zgłosił się na ochotnika do kanadyjskiego lotnictwa wojskowego i w 1941 powrócił do Anglii w składzie 412. Dywizjonu Myśliwskiego RCAF. Zginął w wieku 19 lat, gdy pilotowany przez niego Spitfire o znakach VZ-H zderzył się z innym samolotem podczas lotu w chmurach na Anglią. Pochowano go na cmentarzu w Scopwick, Lincolnshire. Sławę zdobył dopiero po śmierci, dzięki wierszowi, który napisał 3 września 1941 po locie, w liście zaadresowanym do swoich rodziców. Wiersz sanowi dziś motto RAF i RCAF.
W oryginalnej formie wiersz brzmi następująco:
[edytuj] High Flight
- Oh! I have slipped the surly bonds of Earth
- And danced the skies on laughter-silvered wings.
- Sunward I've climbed, and joined the tumbling mirth
- Of sun-split clouds -- and done a hundred things
- You have not dreamed of -- wheeled and soared and swung.
- High in the sunlit silence, hov'ring there
- I've chased the shouting winds along and flung
- My eager craft through footless halls of air.
- Up, up the long delirious burning blue
- I've topped the wind-swept heights with easy grace
- Where never lark or even eagle flew
- And, while with silent, lifting mind I've trod
- The high untrespassed sanctity of space,
- Put out my hand and touched the face of God.
[edytuj] Tłumaczenie:
Wysoki Lot
- O, ja zrzuciłem więzy dusznej Ziemi
- I kołysałem się w obłokach na srebrzystym skrzydle.
- Ku słońcu piąłem się, radując przeszytymi słońcem obłokami
- Tysiące rzeczy czyniąc, wam nie znanych.
- Polatywałem i wzbijałem się, kołysząc w górze
- W ciszy, w milczeniu, jakie tam panuje,
- Goniłem poprzez głośną strefę wiatrów
- I rzucałem mój chętny statek przez bezmiar powietrza...
- wyżej i wyżej ku płynącym niebiesko przestworzom.
- I górowałem na wietrznych wyżynach z lekkim wdziękiem
- Skowronkom, nawet orłom niedostępnych -
- I kiedy w ciszy i wzniesieniu duszy
- Wzbiłem się w nieprzekroczoną świętość przestrzeni
- Wyciągnąłem rękę i dotknąłem Oblicza Bożego.